literature

Nietypowe doswiadczenia 3 (Sherlock/Marvel ff)

Deviation Actions

Mojaxe's avatar
By
Published:
463 Views

Literature Text

3.

        Róża z trudem otworzyła oczy i znalazła przyczynę swojej pobudki. Su rozmawiała z kimś żywo przez telefon. Co chwilę z jej ust padały słowa: "pewnie", "tak i jeszcze... No właśnie, dokładnie to". "To będziemy na ciebie czekać". Kiedy skończyła rozmowę spojrzała na już rozbudzoną koleżankę.
- Obudziłaś się! To świetnie. Mała zmiana planów, eksperyment zrobimy dzisiaj, bo pani Hudson nie ma.
Róża momentalnie wyskoczyła z łóżka i klasnęła w dłonie.
- Super! Obudzę wujka.
Nim Su zdążyła cokolwiek powiedzieć, młodsza dziewczynka wybiegła z pokoju, a zaledwie kilka minut później wróciła z Kapitanem, którego ciągnęła za rękę. Mężczyzna nie wyglądał na zaspanego. Miał na sobie dres do ćwiczeń, a jego włosy były jeszcze lekko wilgotne po porannym prysznicu.
- Czy to prawda Su? Musimy dzisiaj iść? - zapytał.
- Tak. Pani Hudson jest na zebraniu kółka szydełkowania. To jedyny czas kiedy możemy zrobić jakiś eksperyment bez jej badawczego wzroku. Jest jeszcze zła po tym kwasie z sufitu.
Steve westchnął ciężko. Jako żołnierz doskonale wiedział kiedy znajdował się na przegranej pozycji. Nie miał szans wymigać się od tego.
- Ok, to ubierajcie się i jedziemy.
Po chwili sam do siebie mruknął:
- Może nie będzie tak źle.
        Godzinę później Su otworzyła przed nimi drzwi do jej domu. Róża weszła pewnie z zachwytem obserwując nowe pomieszczenia. Kapitan stanął zaraz za progiem i powoli lustrował pomieszczenie wzrokiem. Poczuł nieprzyjemny dreszcz przechodzący po plecach, gdy zobaczył czaszkę. Z trudem powstrzymał się by nie zacząć tam sprzątać. Przeszedł przez pokój uważając by nie nadepnąć na walające się papiery.
        Steve opierał się o ścianę i z rękoma skrzyżowanymi na piersi obserwował, jak Su uczy Różę preparować mięśnie. Miał nadzieję, że były to świńskie mięśnie. Nagle bez żadnej zapowiedzi do domu wrócił Sherlock. Obrzucił Kapitana tylko spojrzeniem i w pośpiechu zaczął wyciągać ze swojego płaszcza różne preparaty. Su jak gdyby nigdy nic, przejmowała je od niego i chowała do lodówki obok sera i margaryny. Steve z każdą chwilą robił się coraz bardziej zielony. Czuł, że zaczyna mu zasychać w gardle.
- Coś nie tak? - parsknął Sherlock.
- Wszystko w porządku - wydukał.
- Słabiak - mruknął Holmes, ale Kapitan go usłyszał.
Kiedy podeszła do niego Róża zaciekawiona tym co się dzieje nachylił się i podniósł ją jedną ręką. Popatrzył pokpiwająco na detektywa jakby chciał powiedzieć: "I co słabiaku, ty tak byś nie potrafił"
Sherlock już miał coś powiedzieć, gdy drzwi otworzyły się gwałtownie, a na progu stanął Lestrade. Brunet spojrzał na funkcjonariusza, a jego wargi wygięły się w dziwnym uśmiechu. Zanim przybyły zdążył otworzyć usta, brunet wypalił:
- Morderstwo nad brzegiem Tamizy, z lewego brzegu dokładniej. Myśleliście, że to topielec jednak coś było nie tak, wnioskując z twojej miny - podniósł rękę Lastrade i powąchał mankiet płaszcza - i zapachu , wnioskuję że mężczyzna trzymał w prawej ręce granat.
- Czyli co zajmiesz się tym?
- Nie, ta sprawa jest banalna. Szkoda mojego czasu.
- A jak ci powiem, że na miejscu znaleziono też kwit z pralni?
- To się zastanowię. - Spojrzał na Kapitana i zapytał: - A tak potrafisz?
- Nie, nie potrafię. Nigdy z taką łatwością nie potrafiłem odmówić komuś pomocy.
- Ja nie mam pomagać tylko rozwiązywać zagadki, a łapanie złych zostawiam takim jak ty.
Steve odstawił Różę na ziemię i uniósł brew do góry:
- Takim jak ja, czyli?
- Głupkom - odparł niezrażony Sherlock.
Blondyn zacisnął dłoń w pięści. Na jego twarzy pojawił się wyraz wściekłości. Miał ochotę chociaż popchnąć detektywa, ale Lestrade go zatrzymał i powiedział:
- Nie warto. On już tak ma. Całą ludzkość uważa za idiotów i to nic osobistego.
- Widzisz Kapitanie, nawet Gared nieraz mówi mądrze.
Ubrał płaszcz i wybiegł z domu.
- A pan nie ma na imię czasem Greg? - zapytał zdziwiony Steve.
- Mam. - Inspektor wzruszył tylko ramionami i podążył za detektywem
Kapitan jeszcze chwilę wpatrywał się w drzwi, gdy poczuł jak Róża ciągnie go za rękaw. Spojrzał na nią i delikatnie się uśmiechnął.
- Chcesz żebym następnym razem podokuczała mu w głowie, jak nazwie cię głupkiem?
- Nie. Sam sobie z nim poradzę.
        Następnego dnia Su przy śniadaniu oświadczyła:
- Jutro idziesz ze mną do Róży.
Sherlock spojrzał się na nią jednym okiem.
- Wiesz że i tak go nie polubię, jest dla mnie za głupi.
- Ja będę się przyjaźnić z Różą, a wy musicie się dogadać, nie interesuje mnie jak.
- Niby dlaczego?
- Bo powiem Pani Hudson, że zamieniłeś jej ziółka na białą herbatę aby zrobić na niej eksperyment
- Skąd u ciebie się to wzięło?
- Uczę się od mistrza
        Kiedy następnego dnia Sherlock i Su znaleźli się w domu Kapitana, ten pierwszy nie ukrywał swojego niezadowolenia. Steve próbował być spolegliwy natomiast Holmes nie hamował się ze swoimi dedukcjami na temat Kapitana i dogryzał mu co kilka chwil. Dziewczynki postanowiły zająć ich czymś i cała czwórka zaczęła grać w darta. To przynajmniej w jakiś sposób rozładowywało napiętą sytuację. Detektyw z lekkim zaciekawieniem zaobserwował, że Róża za każdym razem trafiała w sam środek tarczy.
- To statystycznie niemożliwe.
Rogers uśmiechnął się złośliwie i z dumą odparł:
- Oczywiście, że możliwe, gdy jest się córką najlepszego snajpera w całej Ameryce.
Róża odwróciłaby się do nich i z uśmiechem odparła:
- Zimowy Żołnierz nigdy nie chybiał.
- Dokładnie i z łatwością trafiłby taką strzałką w głowę nadętego detektywa
Sherlock już miał się odgryźć Kapitanowi jednak spojrzenie Su dawało mu do zrozumienia, że lepiej dla niego aby się nie odezwał.
Kiedy jednak godzinę później wyszedł zapalić papierosa na balkon nie miał już powodów by się hamować. Blondyn dołączył do niego choć sam nie palił. Detektyw jakby od niechcenia rzucił:
- Róża to nie jest twój przyjaciel, Bucky.
Steve spojrzał na niego z oburzeniem i odparł:
- Doskonale to wiem. Nie myśl, że traktuję ją jak mojego przyjaciela... Z resztą co ty możesz o tym wiedzieć. Nie masz pojęcia, jaki to ból, gdy po raz drugi przeżywasz śmierć kogoś kto był z tobą od dzieciństwa.
Sherlock obrzucił go zimnym spojrzeniem i powoli wypuścił dym z ust.
- Ale nie zapominaj, że ja też wychowuję córkę mojego przyjaciela. Jedynego przyjaciela. I jeśli myślisz, że to właśnie ty uratujesz świat i pomożesz Róży biegając w lateksowym wdzianku i tarczy, to się grubo mylisz. Dziewczyna chce być sobą, a nie taka jak ojciec. Ja w porównaniu do ciebie nie oczekiwałem od Su aby była jak ojciec albo matka.
- Ona jest kim jest, niczego od niej nie wymagam i może nie uratuję świata. Może pewnego dnia złamię obietnicę, tak jak złamał Bucky i nie wrócę do niej z misji, ale wiesz co? Ja przynajmniej będę miał pewność, że kochałem ją całym sercem i że ona była o tym przekonana. Ty też możesz być tego pewny?
Detektyw parsknął lekko.
-Tak. A wiesz dlaczego? Bo jej nie okłamuję. Nie mówię, że wrócę, gdy nie jestem tego pewien. Su wie że mogę zginąć w każdej chwili, a jednak pozwala mi na to, bo wie jak to jest ważne, jak bardzo mój mózg tego potrzebuje. Ja jej pozwalam na posiadanie jeża, chodzenie w dziwnych ciuchach i żartowanie sobie ze wszystkich obcych ludzi. Spędzamy ze sobą wiele czasu, grając w gry albo robiąc eksperymenty.
Kapitan błyskawicznie powiedział:
- A ja pozwalam Róży wierzyć, że wrócę, bo wiem, że ta niedorzeczna obietnica znaczy dla niej o wiele więcej niż mógłbyś sobie wyobrazić. W przeciwieństwie do ciebie ja ryzykuję życie dla innych, a nie dla swoich egoistycznych potrzeb i tym się znacząco różnimy.
Sherlock spojrzał bezpośrednio w oczy mężczyzny który wyglądał na potężniejszego choć w rzeczywistości nie był wiele wyższy niż on sam.
- Powiedz mi wspaniały opiekunie, kiedy miałeś czas aby z nią porozmawiać o rodzicach? Nie mówiłeś prawda? Nie poszedłeś do psychologa, myślałeś, że tak jej pomagasz, a tak naprawdę skazałeś ją na rok cierpienia w ciszy. I to mnie nazywają psychopatą bez serca.
Kapitan walnął pięścią w ścianę z taką siłą, że została w niej dziura.
- Myślisz, że to łatwe! Ona ich pamięta. Wie kim byli i jak bardzo ją kochali. Wie, że nie potrafię zastąpić Bucky'go, bo on był inny.
Holmes cofnął się o krok i odparł:
-A myślisz, że ja potrafię zastąpić Johna? John był najwspanialszą osobą jaką znałem. Nigdy nie zastąpię jej ojca, bo jest to niemożliwe, ale przynajmniej próbuję aby była szczęśliwa. Nie okłamuję, niczego nie ukrywam.
Do Kapitana zaczęły powoli docierać słowa detektywa i ze smutkiem zapytał:
- Uważasz, że nie robię wszystkiego, żeby była szczęśliwa?
- Uważam, że robisz to głupio.
- Dla ciebie wszystko robię głupio.
Sherlock wzruszył tylko ramionami.
- Ukrywając całe zło świata na pewno jej nie pomożesz, a tylko zwiększysz jej strach.
- Myślisz, że jej ojciec był lepszy? Uczył ją oszukiwać i bić innych. Nie ukrywał przed nią, że... Zabijał ludzi.
- I co popadła przez tą informację w depresję?
Kapitan wbrew sobie uśmiechnął się na wspomnienie tego jak małą zawsze zachwycała metalowa dłoń Bucky'go.
- Właściwie, to uważała to za fajne.
- No właśnie. Może jest silniejsza niż ci się wydaje.
Steve uśmiechnął się lekko.
- Wiesz, przy dłuższym poznaniu nie jesteś aż taki nadęty i nie do zniesienia. Masz nawet trochę racji, ale... Jeża jej nie kupię.
- To przynajmniej zabierz ją do kostnicy, na jakąś porządną sekcję zwłok.
- Nie ma mowy! Ewentualnie mogę ją na kilka lat zamrozić.
- Nuda.
- Myślę, że doskonale wystarczy jej twoja obecność.
- Mam ją zabrać na sekcję? Bez problemu, jutro z Su wybieramy się na jedną... Wiesz, człowiek skoczył z wieżowca i ma połamane wszystkie kości, przewidujemy, że wszystko będzie ja budyń.
- Nie! - Po chwili dodał spokojniej. - Naprawdę wolałbym nie.
W tym momencie podbiegła do nich przestraszona Róża.
- Wujku! W moim pokoju jest pająk! Zabij go!
Kapitan już miał za nią ruszyć, gdy przypomniały mu się słowa Sherlocka.
- Ej. Najlepszy strzelec na świecie boi się pająka. - Przyklęknął przy małej. - Weź moją tarczę i strzałki. Jestem pewny, że zdołasz go sama zabić.
Róża spojrzała na niego zdziwiona, ale po chwili zapytała:
- Ale jeśli mi się nie uda to wtedy przyjdziesz?
- Jasne.
- Ok - odparła i odeszła.
Sherlock pokiwał głową i mruknął:
- Po dłuższym poznaniu jesteś do zniesienia. Na krótką chwilę oczywiście, ale nadal uważam cię za głupka.
- Trudno - odparł blondyn i wrócił do środka.

        Wieczorem Susan zajmowała miejsce na fotelu wuja i patrzyła na niego jak siedzi wpatrzony w okular mikroskopu. Badał strzępki jakiejś odzieży z jednej ze sprawy. Potrafili tak trwać całe godziny i nigdy jej to nie przeszkadzało dopóki nie spotkała Róży. Jej relacja z wujem była kompletnie inna niż ich. Kapitan przytulał małą i całował na dobranoc. Susan co prawda czuła, że jest za duża na takie czułości to jednak nie potrafiła sobie przypomnieć sytuacji, gdy wuj Sherlock pocałował ją na dobranoc. Susan podeszła do stołu i usiadła naprzeciwko detektywa.
- Czy z nami jest coś nie tak?
Detektyw spojrzał na nią zdziwiony, nie bardzo wiedząc o co pyta.
- A dokładniej?
- Widziałam w jaki sposób Róża i Steve okazują sobie uczucia, my tak nie robiliśmy.
Sherlock odstawił na bok mikroskop i spojrzał na swoją podopieczną.
- Przeszkadza ci to?
- Nie - odpowiedziała Susan po chwili zastanowienia. - Chyba nie.
-To o co chodzi?
- O to, czy to jest normalne, że zamiast bajek do snu czytałeś mi książki detektywistyczne albo, że prezentem na szóste urodziny było uczestniczenie w sekcji zwłok.
- Różnie się wychowuje różne dzieci. Nie sądzę abyś wytrzymała tyle dobra Kapitana, a Róża raczej nie odnalazłaby się w prosektorium. Jesteście różne i różne są wasze potrzeby.
Susan zastanowiła się nad słowami wuja, zdarzyło mu się nieraz ją objąć, gdy była mała siadała mu na kolanach i razem czytali różne książki. Gdy była chora przynosił jej koce, lekarstwa i herbatę. Uczył ją czytać, pisać, liczyć, dedukować. Zawsze miał do niej anielską cierpliwość, potrafił powtarzać setki razy choć innych już dawno wyzwałby od idiotów.
- Ale jeśli chcesz…
- Nie. - wtrąciła się Susan - Wolę abyś był taki jaki jesteś. Może nie jesteś normalnym opiekunem, ale ja też nie jestem normalnym dzieckiem.
Uśmiechnęła się do wuja, a ten odwzajemnił się tym samym i wrócił do badania nici pod mikroskopem. Susan zaś wzięła się za gotowanie obiadu wiedząc, że dla niej Sherlock jest najlepszym wujkiem.
Witajcie

Z powodu mojego zapominalstwa dopiero dziś wstawiam 3 cześć opowiadania które piszę wspólnie z :icondemeter19: 
Mam nadzieję że będzie Wam się podobać i liczę na wasze opinie i komentarze :D
© 2017 - 2024 Mojaxe
Comments2
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
klembek2002's avatar
Aż musze zapytać: jaką postać jest wam prowadzić łatwiej: Sherlocka czy Kapitana? Jestem bardzo ciekawa odpowiedzi.
Szczerze, na początku próbowałam stanąć po stronie jednej z postaci, ale jakoś nie mogłam. Sherlock jest chłodny, ekscentryczny i jedyny w swoim rodzaju, a Steve taki pełen ciepełka, pomocny i opiekuńczy, ale i jeden i drugi nigdy nie miał własnej rodziny i stracił jej substytut (rodzinę swojego przyjaciela) i musi sobie poradzić z wychowaniem dorastającej dziewczynki. Ponad to, w życiu obu było wiele cierpienia, więc po prostu nie mogłam wybrać i czytałam neutralnie.